środa, 24 grudnia 2014

:')!!!

Na usta nasuwa mi się tylko słowo „kurwa”. Z bezsilności. Zresztą tak jak wszystkim ludziom, gdy zaczyna się temat o mnie, prawda? Ludzie gówno wiedzą. Nikt nie pamięta dobrych czynów, nikt nie pamięta tego, co zrobiło się dla innych, wszyscy pamiętają jedynie pojedyncze potknięcia, błędy. Opinia ciągnie się za ludźmi do końca życia, nie da się cofnąć czasu, by przemyśleć pewne zdarzenia, które mają na nią wpływ. Chociażbyś próbował ugryźć się w dupę, by to zmienić, to nie uda Ci się to. Pamiętaj, ludzie znają Cię najlepiej. Sam o sobie nie wiesz nic, cud, że znasz swoje imię, nazwisko i adres. Ludzie byli w momencie, gdy popełniałeś największe błędy swojego życia, siedzieli schowani w kątach, w kieszeniach i podsłuchiwali, podglądali wszystko co się działo, zalegli jak kurz na szafkach czekali na moment potknięcia się i upadku. I wiedzą wszystko najlepiej. Podoba Ci się życie w czymś takim? Świadomość tego, że żyjesz w syfie i za cholerę nie możesz tego zmienić jest przerażająca. Skurwysyństwo jest już chyba wszechobecne. Na każdym kroku trafisz na takie właśnie ewenementy, które zamiast zająć się własną dupą, będą ingerować w Twoje brudy. Każdy z nas ma prawo zbłądzić, zagubić się gdzieś na ścieżkach losu, jest to nieuniknione, nikt nie jest idealny, ale to nie jest powodem tego, by równać tą osobę z ziemią i zostawiać na pastwę losu. Idź przez życie samemu, będziesz mieć pewność, że nikt nigdy Cię nie zrani słowem, uczynkiem, czymkolwiek. Skaż się sam na siebie, będzie to najlepsze wyjście. Samotność będzie dobra, masz pewność, że nigdy nie zrobisz nic, co zaważy na Twoim życiu i postrzeganiu Cię przez innych. Odpowiedz sobie sam na pytanie czy chcesz zapierdalać jak koń pod górkę w poszukiwaniu szczęścia, gówno z tego mając? Będąc sam masz spokój, a tylko to jest potrzebne. Gadanie typu „nie interesuje mnie co myślą o mnie inni” jest bez sensu. Odbieranie własnej osoby poprzez innych ludzi ma bardzo duży wpływ na życie i samopoczucie. Przykładem tego są samobójstwa, przez co? Właśnie przez odbiór. Lepiej mieć świadomość, że jest się lubianym i przyjmowanym przez społeczeństwo pozytywnie? Czy może lepiej wiedzieć, że według wszystkich jest się „łatwą kurwą, która we wszystkich się zakochuje, nie szanuje się” i w ogóle jest najgorsza? Rzekomo.
Wszyscy mówcie więcej, mówcie co wiecie, ile wiecie, zniszczcie to wszystko, miejcie satysfakcję z tego, że robicie komuś krzywdę. Dopiero w momencie, kiedy będziecie mieć kogoś na sumieniu, gdy ktoś podejmie radykalne kroki by mieć spokój już na zawsze, zrozumiecie wagę problemu, a wtedy będzie już za późno, rozpierdoli was to i poczujecie się jak ostatnie ścierwa, chyba, że wszyscy są już przelani dozą skurwysyństwa i znieczuleni. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego uprzykrzania życia nieprawdziwymi, bezsensownymi plotami, radzę przemyśleć, zanim się coś powie i oskarży kogoś o to, czego nie zrobił, a został bezczelnie wrobiony i wykorzystany, bajo.



poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Someone who cares

Stanowisz nieodłączny element mojej szarej egzystencji, układanki, która bez jednej części jest niepełna, nie jest kwintesencją piękna, jakie powinno panować wokół. Jesteś konarem dębu, którego chwytam się podczas szalejącego tornada, Twoje dłonie, niczym gałęzie chronią mnie przed niesionymi przez wiatr przedmiotami, okalają mnie, grzeją. Nadajesz kolor wszystkiemu, co dotąd widziałam, plamisz każde dobre wspomnienie ciemnym błękitem, szafirem swoich oczu, każde spotkanie z Tobą danego dnia jest jak tęcza, która pojawia się po groźnej burzy i iskrzy się wieloma barwami. Tak niesamowicie jestem Tobą nienasycona, tak strasznie chciałabym smagać palcami po Twoim nagim torsie, na którym perlą się krople potu, niczym te morskie minerały, lub diamenty. Przyciągasz mój wzrok, jesteś magnetyczny. Wyczuwając Cię z oddali włącza się we mnie instynkt, mam rozszerzone źrenice, jakbym była pod błogim wpływem najczystszej kokainy. Chyba uwielbiam w Tobie wszystko, nawet to, jak drapiesz mnie swoim kilkudniowym zarostem.
Wstaje nowy, pełen nadziei dzień. Słońce dopiero wzeszło nad horyzont i wita nas bladoróżową poświatą. Już w tej chwili jest bardzo ciepło, lecz delikatne podmuchy porannego wiatru koją nasze rozgrzane ciała. Leży obok mnie, miarowo oddychając. Jego ciało w świetle wschodzącego słońca lśni blaskiem srebra, złota, brylantów, powoduje to skraplająca się na Nas wilgoć. Jego klatka piersiowa zapada się przy  każdym wydechu i napełnia, unosi przy najlżejszym wdechu, słucham jego miarowego, równomiernego oddychania. Słychać znajome kołatanie, pukanie, niezwykle subtelne, a zarazem mocne i stanowcze. Kładę głowę na jego lewej, muskularnej piersi i nasłuchuję danego odgłosu. To bicie jego serca. Serca, które bije tylko dla Nas, serca, którego odgłos jest dla mnie synonimem życia i nadzieją na lepszy żywot. Obserwuję każdy jego senny, powolny ruch, czuję, że muszę bronić uśpionego ciała mojego mężczyzny, przed bólem, smutkiem, fałszem, cierpieniem napływającym ze wszystkich stron świata w naszym kierunku. Pragnę dotykać każdy milimetr jego mocnego, umięśnionego, solidnego jak z marmuru, a jednocześnie bezbronnego ciała, chcę obudzić drzemiące gdzieś w głębi jego duszy zmysły. Gładzę go po brzuchu, dotykam drżącymi rękoma jego twarzy, ciała, łysej głowy. Każdym subtelnym dotykiem przelewam w jego organizm uczucie, które mnie napełnia, a jednocześnie wciąż mam niedosyt. Rozbrzmiewa jego niski, męski, głęboki głos, pyta się dlaczego nie śpię, nie wiem co mu odpowiedzieć. Wpatruję się tylko w jego ciemnoniebieskie, lazurowe, rozbudzone oczy i wiem, że to On. To właśnie mój mężczyzna, leżący przy mnie, gładzący mnie po włosach, po twarzy, jest tym właściwym. Znów kładę głowę na jego piersi. Czuję, że powoli po policzkach spływają mi łzy, parzą mi twarz jak ciekły azot. Czuję, że on się uśmiecha, że jest szczęśliwy, czuję na sobie ten uwodzicielski, dobry wzrok. Och, mój miły, tylko bądź. Napijmy się wina, mimo tak wczesnej pory, uczcijmy to, co nas spotkało, to, co jest między nami. Spijmy słodki i zarazem cierpki smak sfermentowanych winogron, by zaznać smaku miłości, słodyczy, rozkoszy. Pozwólmy, by aksamitna, głęboka, karminowa barwa krwi i owego trunku rozpaliła nasze serca i ciała jeszcze bardziej. Pozwólmy, by ciepło alkoholu rozlało się w naszych ciałach, napawając nas odwagą. Rozkoszuj się każdą gamą i nutą smakową, wyczuwalną w tym winie. Które na dziś? Co powiesz na Cabernet?






let her have mercy on your soul

Spójrz na nich. Zobacz jacy są cholernie szczęśliwi. Mają wszystko, najdroższe ubrania, co roku wakacje za granicą, wysportowane, szczupłe, opalone ciała, pieniędzy jak lodu, piękne, duże domy w najlepszych dzielnicach. Są kochani przez innych, szczęśliwi, spełnieni. Pewnie zadajesz sobie pytanie, dlaczego akurat Ciebie spotkał taki marny, nudny żywot, wegetacja w smętnej, szarej kamienicy lub bloku, w którym wszyscy wiedzą o Tobie wszystko, patrzą Ci na ręce, obserwują każdy Twój najlżejszy ruch, a gdy coś jest nie po ich myśli, szczują Cię jak niewinne zwierzę, ustawiają się wokół Ciebie, w kręgu, niczym wataha wilków pilnująca słabą, zmęczoną pogonią sarnę, czujesz ich gorące oddechy na swoim chłodnym karku i masz świadomość, że nic nie zrobisz. Jesteś osaczony jak zwierzyna łowna. Brzydki, gruby, nudny, mało inteligentny, biedny, taki jesteś w ich oczach. Nie daj im się stłamsić, nie pozwól, by ich długie, ostre zęby przebiły Twoją skórę i dostały się do mięśni, nie pozwól, by zalała Cię Twoja własna krew, nie dopuść do tego, żeby podrapali Twoją twarz zaostrzonymi szponami. Wyrwij się spod ich chorego i niedorzecznego wpływu, wyrwij murom zęby krat i idź przed siebie, znajdź swoją drogę, pamiętaj, że świadomość zmarnowanego, strawionego życia jest najgorsza i boli najbardziej. Nie oszukuj się, ale pamiętaj, że prawda zawsze odwzajemni Twoje spojrzenie, spojrzy Ci prosto w oczy, przeszyje Cię na wylot tępymi, zardzewiałymi sztyletami, byś bardziej poczuł piekący ból, dostaniesz policzek z taką siłą, że nawet nie ogarniesz, co się stało w danej chwili, więc czy nie lepiej jest żyć pod zasłoną maski z namalowanym na niej szerokim i szczerym uśmiechem? Przywdziejesz uśmiech, obojętnie od chwili, mimo, że rzeczywistość będzie Cię rozpierdalać od środka i tak pozostaniesz uśmiechnięty, lecz nie zapomnij, maska ma dwie strony, po drugiej stronie maski nie będziesz już taki. Gdy ktoś siłą zerwie z Ciebie kamuflaż, będzie przerażony tym, jak bardzo człowiek może być wyniszczony. Ujrzy wyłącznie biały szkielet z resztkami gnijących mięśni i ścięgien, z pustymi oczodołami, nic poza tym. Do Ciebie należy decyzja, co wybierasz. Prawdziwy, szczery ból, który może się ciągnąć nieustannie latami, a może być tylko chwilowy i następnie czyste sumienie, czy nieszczere podejście do życia, fałszywy uśmiech na twarzy, egzystencja pod kamuflażem pozorów, a potem gnicie, tortury i powolne zdychanie w otchłaniach, czeluściach osobistych piekieł? Do Ciebie należy wybór, daję Ci wolną rękę, wyrok na swoją duszę możesz wybrać sam.


https://www.youtube.com/watch?v=yiwek6SDl7w#t=323



sobota, 9 sierpnia 2014

smile?

Jak myślisz, co Cię jeszcze w życiu czeka? Czego oczekujesz? Masz przeczucie, że zdarzy się coś, co zmieni bieg wydarzeń i będzie miało wpływ na całe Twoje dotychczasowe życie? Miejmy nadzieję, że tak. Miejmy nadzieję, że rozmyślasz o takich sprawach. Wszyscy chodzimy jak zamroczone, żywe trupy, majacząc w szarości naszego jakże pięknego miasta, potykamy się sami o siebie, o rozrzucone po ulicach kończyny, które dla mnie są synonimem porzuconych marzeń, leżą wszędzie wokół nas. Wdychamy brudny smog, śmierdzące powietrze zanieczyszczone nienawiścią i fałszem. Odór, który wyczuwam każdego dnia wychodząc z domu wypala mi nozdrza i drogi oddechowe. Czuję się tak strasznie, boli mnie każdy centymetr kwadratowy ciała, cała jestem posiniaczona, pobita przez los, wszędzie mam otwarte rany, które każdego dnia bezlitośnie są posypywane solą. Czuję ból, ale kompletnie nic na to nie poradzę, chyba go lubię, chyba się przyzwyczaiłam, lubię swoje lekko masochistyczne podejście do życia. Lubię, a mimo to go przeżywam, cierpię. Jak anorektyczka usiłująca zjeść czekoladę, lub cokolwiek kalorycznego, lub cokolwiek. Wszędzie ruiny, spalone budynki, zniszczone filary naszej moralności, godności i kultury, domy, bloki, muzea rozpadają się pod destrukcyjnym wpływem nas samych. Dzwoni telefon, cholera, budzę się, może to i dobrze, nie można przesypiać całego dnia. Odbieram, słyszę słowa : "przyjdziesz dzisiaj do mnie?". Odpowiadam szybko, że nie, że źle się czuję, co wcale nie jest prawdą. Jestem tak zamroczona snem, że ledwo dociera do mnie kto dzwonił, akurat jest t mało istotne. Nie przyjdę, nie wyjdę, nie ma mnie, jestem niedostępna, niezalogowana, po prostu nieobecna. Nie ma mnie, nie będzie, nie było. Nie mogę chodzić, oddychać, duszę się, jakby jakaś potężna, zła siła trzymała kurczowo moją głowę w wannie z lodowatą wodą i nie chciała puścić za wszelką cenę. Każdy dzień odczuwam właśnie tak, brak chęci, brak motywacji. Proszę, spraw chociaż raz, żeby było cudownie, bym mogła odetchnąć pełną piersią, wziąć głęboki oddech, rozmarzyć się w niesamowicie czystym powietrzu, w którym wyczułabym każdą gamę i nutę zapachową, oczyść dla mnie świat, bym nie dusiła się, nigdy więcej, by moja twarz z ziemisto-szarej była w końcu promienna, zaróżowiona i jasna. Spraw, żeby z moich oczu leciały łzy, ale tylko i wyłącznie łzy szczęścia. Daj mi siłę na podejmowanie właściwych decyzji, bądź filarem, którego zawsze będę mogła się złapać, gdy podupadnę duchowo i emocjonalnie, gdy potknę się na przeciwnościach losu, podtrzymaj mnie w takich momentach. Tak niesamowicie boli mnie głowa, pewnie ze zmęczenia. Goodnight, my Dear.



 
Najcudowniejszy uśmiech pod słońcem.


piękna historia, uwierzyłeś? - musisz być głupi

i love u so much, baby, but u don't like fat girls

Nie pisałam bardzo długo, dopadł mnie brak weny, po prostu zastój. Tydzień, dwa, trzy, nie wiem dokładnie przez jak długi okres czasu nie przelewałam swoich odczuć i myśli na ten blog, na ten prowizoryczny pamiętnik. Czy przez tak krótki okres czasu coś się zmieniło? A jak myślisz? Nie. Wegetuję, nie mam siły na nic, haha, jak zwykle, zero motywacji, zero postawionych sobie celów. Nic. Nie mam nic. Nie mam silnej psychiki, jestem tak cholernie słaba, tak niesamowicie mam dosyć. Mam dosyć życia, otoczenia, nie istnieje dla mnie już nic. Tak cholernie mi Ciebie brakuje, myśląc o Twojej osobie błąkają mi się po ustach tylko słowa "ja pierdole". Pragnę Cię, mimo tego, że nie jesteś mój i nigdy nie będziesz. Nie mam nawet ochoty jeść, nie mam apetytu, który zawsze mi towarzyszył w stresujących sytuacjach. Przyjacielu, wracaj, trzeba zagryźć pustkę, chodź do mnie!
Gaszę światło, nie mogę na siebie patrzeć. Nie zasługuję na to wszystko, na Ciebie, jestem paskudną, perfidną hipokrytką. Jedno Twoje słowo, a to wszystko ulegnie zmianie. Znów dopadł mnie zastój, paskudny brak jakiegokolwiek przebłysku weny, jest mi wstyd za samą siebie, dlaczego doprowadzam się do takiego stanu. Mam sieczkę w głowie. Nie ma chyba takich słów, które opisywałyby to, jak siebie nienawidzę, żaden epitet nie jest odpowiedni, by to określić. Jedynie łzy umieją to opisać, każda spadająca z moich oczu łza jest oznaką mojego cierpienia, tego, jak cholernie mi zależy na byciu idealną, w każdej z nich zawarte są najmocniejsze i najgłębsze emocje, których nie da się wyrazić w inny sposób, słowa nie opiszą tego, ile waży strata. Nic nie opisze tego, co czuję, co tak cholernie, każdego dnia, rozpierdala mnie od środka i zostawia pustą skorupę ciała, bez perspektyw do życia, bez jakichkolwiek chęci.
Ostatnio za każdym razem jak oglądam film, to płaczę. Na każdym filmie, mam wrażenie, że moje emocje szukają upustu od tego wszystkiego, że mam przepełnioną głowę codzienną rutyną i nudną egzystencją. Życie to dar od Boga, ale wolałabym nie żyć, niż ciągnąć żywot taki, jak w tej chwili. Czas najwyższy nauczyć się sztuki egzystencji, jestem już całkiem dojrzała, mam swoje lata, nie powinnam użalać się tak nad sobą, a co kurwa robię? Od września wracam do szkoły, jak chyba każdy normalny nastolatek, mam wrażenie, że od września nie rozpocznie się edukacja na poziomie szkolnym, tylko edukacja dotycząca spraw codziennych. Przez rok będę pobierać lekcje pokory, lekcje szacunku, będzie ich wszystkich 365, każda na jeden dzień roku. Mam rok na zmianę. Za rok będziesz już całkowicie mój, tylko i wyłącznie, nie podzielę się Tobą z żadną inną, perfidną dziwką. Bądź przez ten rok moim mentalnym Aniołem Stróżem i pilnuj, bym ani razu nie zbłądziła, bym stawiała kroki na wyznaczonej sobie drodze, czuwaj nade mną dniem i nocą, jesienią i wiosną, gdy wszystko umiera i gdy wszystko się odradza.. Kocham Cię najmocniej, mimo tego, że Cię już nie ma. Może zamiast słowa "już" powinno być słowo "jeszcze"? Tego nie wiem. Pozwól mi już zasnąć.


   Oh, she is so thin, she is so beautiful, i love her


 "Nie jestem pewny, czy wiesz o co mi chodzi gdy mówię, że potrzebuję kilku godzin, bo chyba się gubię"

sobota, 12 lipca 2014

tadaaaam

Cały czas stoję w miejscu, nie umiem się ruszyć. Najchętniej leżałabym cały czas w łóżku i jedynie od czasu do czasu wyszłabym z kimś na wódkę, wypić za błędy, troski, rozterki życiowe. Gdzie to wszystko zmierza? Do czego mnie to doprowadzi? Chciałabym wyłonić się z otchłani mojej jaskini nieszczęść i smutku, ujrzeć światło dzienne, które tak wspaniale rozświetliłoby moją postać, nadało by jej kolorów, cech wizualnych, wyjść z jaskini, niczym jedyny ocalały z bitwy, wokół mnie powoli rozkładające się truchła a ja balansuję po cienkiej ścieżce, by przypadkiem któregoś nie nadepnąć, balansuję po ścieżce prowadzącej do światła, ciepła. Trupy w tym przypadku są dla mnie uosobieniem wszystkich moich przejść, bólu, którego w życiu doznałam, cierpienia, które do dziś przeszywa mnie na wskroś, kłuje w serce codziennie, są przenośnią.
Wiesz co, mój drogi? Chyba jest już za późno, by to naprawiać. Pojawiają się inne osoby, które dogodnie wypełniają pustkę po Tobie. Codziennie, każdego dnia dostaję nadzieję na to, że jeszcze ktoś spełni moje wszystkie oczekiwania, że ktoś zrozumie to, co jest we mnie, w mojej głowie, że osoba, która zdoła mnie pokochać, poznać całą mnie, zostanie na zawsze, bo wtedy nic innego nie będzie mi potrzebne. Uświadamiam sobie powoli pewne bolesne fakty, które pustoszą moje życie jak wichura, nawałnica. Zawsze idzie coś odbudować, ale nie na tych samych, wadliwych fundamentach. Odbuduję to wszystko, pomimo cholernego braku sił, będzie tak, jak powinno być zawsze, już niedługo zaśmieję Ci się w twarz, będzie to śmiech pełen pogardy, zobaczysz wtedy w moich oczach blask nienawiści, zapamiętasz ten widok do końca życia, gwarantuję Ci niezapomniane emocje, a wtedy kto będzie tym słabszym? W końcu Ty.


nie mam czego słuchać, pomocy.

wtorek, 8 lipca 2014

nature

Mężczyzno, hej! Wołam Cię, nie słyszysz? Mój mężczyzno, usłysz moje wołanie o pomoc i zareaguj. Usłysz moje żałosne zawodzenie, mój lament i zrób coś z tym, jesteś winny. Pomóż mi zamknąć oczy, złapać oddech. Uratuj mnie od zła wszelkiego, mimo tego, że tak bardzo mnie bolisz. Kłujesz, szczypiesz, przypalasz, gryziesz. Mmm, gryziesz. Dotknij mojej ręki, pozwól odczuć coś więcej, niż ból. Przekaż mi ciepło w chłodne dni, by ogrzać moje skamieniałe wnętrze, orzeźwienie w upał, by otrzeźwić umysł, radość w dni pochmurne, powagę jesienią, pozwól mi rozkwitnąć na wiosnę, niczym kwiat krokusa, zaleję Twój świat barwami płatków, kolorami tęczy, ubarwię go, tak jak robisz to Ty. Latem przekwitnę, będę uzależniona od Twojej osoby, Twojej siły. Pielęgnuj mnie, podlewaj słowami. Jesień to moja ulubiona pora, powoli się uspokajam, emocje opadają. Na zimę pozwól mi umrzeć, zapaść w hibernację, letarg, jak robią to nietoperze, moje korzenie zostaną pod ziemią, w głębokiej zmarzlinie. Bądź moją naturą przez wszystkie pory roku, bądź ostoją mnie, płotem, po którym wspina się bluszcz, miarowo i powoli go oplata, bądź ogniem, by rozpalać mnie co dzień, ziemią, by koić moje nerwy, powietrzem, bym mogła w końcu odetchnąć, wodą, bym mogła odpocząć, zatonąć w Tobie. Zatonąć w Twoich objęciach, niczym w falach. Daj mi światło, żeby w końcu przejrzeć na oczy, ciemność, mimo, że się jej boję, ciszę, hałas, dzień, noc, Księżyc, gwiazdy, bym zalśniła. Twoja osoba jest synonimem wszystkich wymienionych darów, jesteś chodzącym paradoksem, oksymoronem, by mieć to wszystko, muszę mieć Ciebie, bo dla mnie, jesteś uosobieniem wszystkiego. Tak strasznie tęsknie. Więdnę, przekwitam, jest lato.


Nie stracę, nigdy